Panuje przekonanie, że polszczyzna jest uboga w słownictwo jeśli chodzi o język intymny. W tzw. dirty talk (po polsku byłaby to chyba „sprośna gadka”) jesteśmy zdani na wulgaryzmy, pojęcia medyczne lub infantylne określenia. Słychać zachwyty nad językiem francuskim czy włoskim, które operują wieloma pięknymi zwrotami erotycznymi. Jak to zwykle bywa, wszystko to prawda i nieprawda jednocześnie, albo, jak mówią niektórzy, „to zależy”. Na przykładach z literatury, i nie tylko, pokazuję, jak to rzeczywiście wygląda w języku.